Na sennych ustach niosąc pocałunków żary,
Wstała, by schwytać jasność bladego miesiąca
I zamknąć ją we wnętrzu kryształowej czary,
I z lampą tą, srebrzącą palce twe różowe
Nim błysnął złotym okiem purpurowy ranek,
Schylona nad pościelą, gdzie spał twój kochanek,
Cicho płonąc, patrzyłaś na drogą tę głowę;
Wtedy z dreszczem rozkoszy i z trwogÄ… tajemnÄ…
Ujrzałaś, że ten, który upojeniem błogiem
PrzeniknÄ…Å‚ twÄ… istotÄ™ w noc cichÄ…, w noc ciemnÄ…,
Był — bogiem!
Cóż jednak, gdybyś lampę swą zbliżywszy białą
Do tych na wpół otwartych i spuszczonych powiek,
Spostrzegła, że to piękne i młodzieńcze ciało
To tylko — człowiek?