niechaj ci oczy jasno płoną
i patrzÄ… w pustkÄ™ tam daleko,
gdzie siÄ™ czcze dymy z ziemi rodzÄ…
i jak upiory gdzieÅ› siÄ™ wlekÄ…,
i jak umarli w niÄ… odchodzÄ….
A kiedy będziesz moją żoną,
słuchaj, jak pustka w ciszy dzwoni,
jak echa pogrobowych dzwonów
w bezdeni nieba kędyś toną
i jak sekundę każdą goni
szmer łez żałoby i szmer skonów.
I niechaj ci w rozwarte oczy
żar, jako piorun, ogniem strzeli
i olśnij się w błyskawic bieli,
jak duch, co nad mogiły skoczy
i z nieba na skroń ściąga gromy,
aby w nich stanąć niewidomy.
Bowiem zaiste dziś ci mówię,
żeś w ogniu winna stanąć cała,
jako bóg grecki skamieniała
i osłonięta przez gwiazd mrowie,
niedotykalna, niewidzialna,
ogniem zakryta i zapalna.
Imienia twego niech nie śledzą — —
ja wiem i śmierć, co jest przede mną;
kres nam za jednÄ… cichÄ… miedzÄ…,
chociaż nie pójdziesz w otchłań ze mną.
Choć dzwon ustanie bić na wieży,
długo, daleko dźwięk się szerzy.
Zostaniesz po mnie, chocieś wstała
wraz ze mnÄ…, wieczna i dozgonna,
ty towarzyszko mego ciała,
którą poślubiam jako żonę — —
a imię twoje to czczość wonna,
która oplata drzew koronę.